Nigdy nie wiadomo, jak potencjalni klienci odbiorą dopiero wchodzącą na rynek markę czy nowy produkt. Jedną z najgorszych obaw każdego przedsiębiorcy jest zazwyczaj to, że jego działania w ogóle nie zostaną zauważone. A co gdyby możliwe było takie poprowadzenie kampanii reklamowej, żeby wzbudzić zainteresowanie jeszcze zanim produkt na dobre trafi do sprzedaży albo nawet zanim na jaw wyjdzie jego nazwa? Technika marketingowa zwana kampanią teaserową, odpowiednio pokierowana, może mieć właśnie taką moc oddziaływania. Skorzystały z tego w przeszłości marki takie jak sieć telefonii komórkowej Heyah oraz… Stoperan.
Na czym polega kampania teaserowa?
Reklama teaserowa polega na budowaniu napięcia i podsycaniu ciekawości. Może mieć różne formy od reklamy billboardowej, telewizyjnej czy radiowej po kampanię w mediach społecznościowych i powinna mieć co najmniej dwa etapy. W etapie pierwszym prezentuje się klientom enigmatyczną zapowiedź, nie zdradzając jeszcze o jaki produkt chodzi. Kiedy już wzbudzi się ciekawość obserwatorów i zdobędzie uwagę publiki, wystarczy ujawnić produkt i liczyć na to, że zaciekawieni widzowie przekształcą się w zainteresowanych produktem klientów. Przykładem takiej kampanii jest Heyah, której reklamy przed wejściem na rynek prezentowały tajemniczą czerwoną dłoń. Później owa „straszna łapa” okazała się logiem sieci telefonii komórkowej.
Czy warto polegać na reklamie teaserowej?
Umiejętnie poprowadzona kampania marketingowa może podsycić zainteresowanie marką, ale jest kilka warunków, które powinna spełniać. Po pierwsze, teaser powinien faktycznie być intrygujący, po drugie powinien trafiać przede wszystkim do osób, które stanowią grupę potencjalnych klientów, a po trzecie nie należy przesadzać z kontrowersją. Kampania teaserowa, która zapowiadała się całkiem dobrze, a skończyła rozczarowaniem osób, które dały się złapać na marketingowy haczyk to chociażby „Nie biegam”. Plakaty z hasłem „Nie biegam, bo nie muszę” zyskały sympatyków i dorobiły się grupy fanów w mediach społecznościowych. Kiedy okazało się, że to tak naprawdę ukryta reklama leku na biegunkę, ludzie poczuli się oszukani. Zwłaszcza ci, którzy zdążyli już kupić koszulki „Nie biegam”.